Dawid Radziszewski

Stefan Słocki
Pejzaże
1-30.03.2019

Stefan Słocki (1913-1990), skromny pan z torbą i jamniczką o imieniu Bejbi. Nie zrobił wielkiej kariery za życia, miał kilka wystaw, przede wszystkim w Zielonej Górze. Pracował jako plastyk w zakładach produkcji taboru kolejowego Zastal. Malował fabryki, cementownie, stocznie i porty. Czasem wojsko. Jest coś uwodzącego w tym obrazie PRL-u; stabilizacji lat 70., dynamicznego rozwoju kraju, w który właściwie można by uwierzyć. Gdy wychodzę na zewnątrz mojej galerii i widzę pnące się biurowce, też prawie jestem w stanie w nie uwierzyć.

Za sprawą centralnej perspektywy przemysłowych pejzaży Słockiego, wydaje nam się, że przedstawiony świat zmierza w jasno określonym celu. Na jego obrazach rzadko pojawiają się ludzie, a jeśli się pojawiają to są to żołnierze. W pracach „Powrót z ćwiczeń” czy „Partyzanci” potraktowani jak ornament, bez indywidualnych cech. Oni też idą w jednym kierunku, chociaż wyglądają na zmęczonych. Innym charakterystycznym motywem prac Słockiego jest winieta, którą obrysowuje każdą ze swoich malarskich kompozycji. Ten zaczerpnięty z fotografii element nadaje dokumentalnego charakteru pracom artysty, ma sprawić, że jeszcze bardziej wierzymy w „tu i teraz” z już dość odległej historii. Kładziony płasko kolor, buduje geometryczne formy architektury.

Jest w tym wszystkim coś naiwnego, ale gdy porównamy prace z lat 70. z wcześniejszymi obrazami, które Słocki malował w duchu socrealistycznego koloryzmu, okazuje się, że uproszczenie i geometryzacja formy stanowiły element świadomego programu artysty. Słocki był wykształconym twórcą, w latach 30. studiował na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, gdzie najprawdopodobniej nasiąknął silnie lewicującą w tamtym okresie atmosferą szkoły. Swój program, do pewnego stopnia, budował na tych właśnie doświadczeniach. Szczególne miejsce zajmował w jego twórczości Henryk Berlewi, z którym Słocki zetknął się osobiście przynajmniej raz, podczas wystawy klasyka awangardy w Zielonej Górze. Lokalna krytyka bardzo chętnie przywoływała przy okazji wystaw Słockiego pojęcia mechanofaktura, konstruktywizm, op-art. Myślę zresztą, że niezbyt trafnie.

Pod koniec życia, w późnych latach 80., Słocki zaczął malować wiejskie pejzaże. Znam je tylko z czarnobiałych reprodukcji: pusta przestrzeń, nieruchoma przyroda, ucieczka za miasto, jezioro, wizyta w Łagowie. Gdy patrzę na te obrazy, myślę o tym, jak bardzo świat, w który Słocki wierzył, skapitulował. Nie pokazujemy tych prac, pokazujemy tylko te wcześniejsze, na których wszystko idzie zgodnie z planem i obowiązuje jeden kierunek – do przodu.

Twórczość Stefana Słockiego zna jakieś pięć osób w Polsce. Ponad połowa z nich mieszka w Zielonej Górze, z czego jedna to moja mama, kustoszka Działu Zbiorów Specjalnych Biblioteki Wojewódzkiej, od której wypożyczyłem część prac.

Prace z kolekcji:
Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej im. Cypriana Norwida w Zielonej Górze
Muzeum Ziemi Lubuskiej w Zielonej Górze
Lubuskiego Muzeum Wojskowego w Zielonej Górze z siedzibą w Drzonowie

 






prev
next