Oleg Holosiy
Holosiy w Warszawie 03.09–24.09.2022
„Niezidentyfikowany cudzoziemiec”
Jak wyglądał Oleg Holosiy? Jego dorosłe życie przypadło na najgorszy okres dla domowej fotografii. Zdjęcia z kompaktowych aparatów mają słabą jakość, nie tak jak wcześniej, gdy fotografowano w czerni i bieli, w skupieniu, w pozie, według wskazań światłomierza. Przełom lat 80. i 90. w naszym regionie to czas, gdzie wszystko wydawało się krótkotrwałe i tymczasowe, na tyle, że nie warto było tego uwieczniać. Jakby na przekór, aparaty wypalały datę w dolnym rogu zdjęcia. W tle toczy się życie codzienne, jedną nogą w chylącym się ku upadkowi imperium sowieckim, a częściowo już w odzyskującej niepodległość Ukrainie. Z tych lat, z nowoprzybyłej wolności i wyzwolonej energii korzystała grupa artystów pracujących na kijowskim skłocie Komuna Paryska. “Spokojnie Słoniu, jeszcze wszystko będzie źle” – mówił Holosiyowi jeden z jego przyjaciół.
Na najwcześniejszych zdjęciach, tych z okresu studiów (lata 80.), Holosiy przypomina Andrzeja Wróblewskiego. To czarno-białe, nieostre kadry z młodym mężczyzną palącym papierosy albo ściskającym szklankę. Na tych późniejszych, już kolorowych, widnieje przystojny chłopak o romantycznej urodzie, w swetrze lub długim płaszczu. Najgorsze są te z wojska, na których Oleg pozuje pośród kolegów, wszyscy w za dużych mundurach radzieckiej armii. Gdyby żył, dzisiaj nie mógłby opuścić terytorium Ukrainy ze względu na powszechną mobilizację.
Jak pracował Oleg Holosiy? W jego obrazach odbijają się najważniejsze prądy ówczesnego malarstwa. To samo działo się u nas, w Polsce, a wcześniej w Niemczech czy Włoszech. Na scenie ukraińskiej, gdzie nastąpił mały poślizg, na malarstwo ekspresji nałożyła się transformacja lat 90.: obraz Zachodu zapośredniczony przez kineskop telewizora, jakby stale spowity mgłą; samoloty, reklamy żyletek, pejzaż środkowego zachodu Ameryki (gdzie artysta nigdy nie był, ja zresztą też nie). Postmodernistyczny rozrzut tematów, gdzie swobodnie mogło pojawić się wszystko. Artysta zatrzymał się w tamtej epoce już na zawsze – w styczniu 1993 roku jego ciało znaleziono w kijowskim Ogrodzie Botanicznym. Nie miał przy sobie dokumentów i wyglądał niecodziennie, przez co personel kostnicy podpisał go słowami: niezidentyfikowany cudzoziemiec.
Holosiy to jeden z najważniejszych ukraińskich malarzy, ale zanim nie zobaczyłem jego obrazów w Moskwie, nie wiedziałem o tym. Właściwie zobaczyłem tę wystawę przez przypadek, w jednej z tych smutnych moskiewskich galerii prywatnych. Wyróżniał się bardzo spośród tych wszystkich artystów, którzy zrobili jedną ciekawą rzecz w życiu. Okazało się, że jego pracami dysponują galerzystki z kijowskiej galerii The Naked Room, w koprodukcji z którą realizujemy tę wystawę. Być może, gdyby nie wojna, nasza decyzja odwlekłaby się trochę, ale okoliczności sprawiły, że pojawiła się potrzeba pokazania tej twórczości również polskiej publiczności.
tekst: D.Radziszewski