Tomasz Kowalski
Obrazy i asamblaże 27.09–26.10.2013
Szukając alibi dla swojego teleskopowego uzębienia – które, swatając denka kieliszków czaszkowych, rozplenia się i wychyla do słońca jak kwiatki – popadł w fatalną niewinność, bez opcji usprawiedliwiania się. Zero trelowania na muniu. Tak więc całe napomykanie poszło sobie. Został w wyrku, blisko ściany. U sąsiadki, w przenośnym radio-telewizorze pokazują studio zrobione w T-shircie, który rozsadza męska aparatura piersiowa, pajęczyca z sutkami, wypuszczona z klatki wprost do zagadki zaszytej w świetle (cień daje mu fory, poprzedza je –wykapany dziób – i wraca tam, gdzie go nie było). Szwy o smaku flaków, przenośnia otworów. Otóż przechodził tędy paniczny bohater. Wykluty z tobołków, zawsze plecami widziany, jak: nie zawsze fragment, zawsze-taśmy, pająk buduje najgorsze domy. Radio-telewizor sąsiadki nosi domieszkę wideotelefonu i domofonu. Ma walkie-talkie do środka filmu, bez walkie-talkie nie ma filmu; dyktuje: „bez walkie-talkie nie ma filmu”. Ale on zgubił gadaczkę, zgubił, nie schodząc z posłania. Gadaczka to jest najtajniejsze bractwo, trzeba nadusić, żeby coś powiedzieć. Najtajniejsza gadaczka użyźnia. Wyskoczy nam znienacka ze swoimi ropnymi złożami, gdzieś między ludzkimi pachami. A jakie silniki będzie napędzać taka ropa? Czujki lubiącego samotność i tańczyć kwiatu paproci? Chociaż mieszkają w olbrzymich odstępach, pozdrawia równo wszystkich, bowiem nie opuszcza pościeli. Studio emituje widzenie globu ogolonego do swojej najpierwszej stacji: cierpliwej nudy, gołej nudy, która pamięta najmłodszych. Tam zaczynał się — mniej więcej — gdzie ściana. Początkiem obrazu jest ściana, na której zakochana, młodsza postać odrysowała cień opuszczającego ją ukochanego. Tak właśnie cień wrócił tam, gdzie go nie było. I faworyzuje stan paniczny w roli zbiorowej, podobnej do pasków na piżamie i funkcjonalnej, jak kadź na żywe złoto i jeden owoc.
tekst: Andrzej Szpindler